środa, 17 kwietnia 2013

Powrót do domu

W końcu we własnym kraju... Wyszłam ze zatłoczonego lotniska, Elizabeth szła koło mnie. Do domu babci i Gabrielle było parę ładnych kilometrów, ale przejście pieszo dobrze mi zrobi. Moje koturny tupały po ziemi, a ja rozkoszowałam się czystością powietrza i tym, że na ulicach nie ma samych Grubasów, jak to było w Anglii. Elizabeth też się cieszyła, bo mogła się wybiegać bez smyczy. Taki jest urok wsi. Moja walizka potykała się na kamieniach, ale mi to nie przeszkadzało. W plecaku mam prezenty dla babci i siostry, może cenne. Po półgodzinie doszłam do domku, zmieniło się tylko to, że było mniej marchewek w ogrodzie, pastwisko wydeptane i częściowo wyskubane z trawy, tak jak kiedyś, gdy babcia miała krowy a rodzice konie. Był już wieczór, więc Gabrielle pewnie śpi, chyba że babcia jej powiedziała. na pewno. Ona nie potrafi nie powiedzieć że kupiła prezent na urodziny nawet miesiąc przed. W progu stała tylko Babcia, która gorąco mnie przywitała. Dowiedziałam się, że Gabrielle ma grypę i już śpi. Trudno. Będzie miała rano niespodziankę z prezentu. Ja tymczasem poszłam do mojego (trochę zakurzonego) pokoju, walnęłam się na łóżko i zasnęłam.





Vanessa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz