Idę do stajni. Jest 6:00 rano. Ziewam i znużona człapię nogami. Córka
jeszcze śpi. Nie należy do porannych ptaszków i lubi długo pospać. Ja na
to nie mogę sobie pozwolić. Mam dużo koni do oporządzenia. Wchodzę do
stajni i się uśmiecham. Wszystkie konie radośnie wystawiają łby z
boksów. Podchodzę do mojej ukochanej klaczy, Czarnej Róży. Czarna róża
ma niedługo urodzić małego źrebaka. Głaszczę ją i idę po uwiąz i kantar.
Zakładam jej ekwipunek i idziemy na podwórze. Otwieram bramę od
pastwiska i puszczam ją luzem. Bryka z radości i znika daleko na polu.
Pokolei wyprowadzam wszystkie konie z wyjątkiem kuca córki, nie dogaduje
się ze stadem i musi zostawać w stajni. Poza tym jeśli go spuścimy, to
nigdy nie możemy go złapać. Klepię go na szyi, jest mi smutno, że trzeba
będzie go sprzedać. Córka z niego wyrosła. Wzdycham i zabieram się za
sprzątanie boksów.
// Evelina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz